Lomosikowa chata
Tego lipcowego podwieczoru 2016 schodziłem ze szczytu Wielkiego Soszowa kończąc regularny rejs po ukochanej górze.A plon był bogaty.Grzyby,borówki przetkane malinami,para Brackich w łebku i szansa,że zdążę na autobus z rynku nydeckiego o 19 - nastej.Pomimo,że Dorota ze schroniska soszowskiego z roku 1932 zapraszała mnie wcześniej,żebym sie zatrzymał przy powrocie ze szczytu,chyłkiem go omijam.Nim jednak zakryły mnie smreki doliny Strzelmy z naprzeciw schroniska,słyszałem,że wychodzi i woła.
,, Nie będziesz Stasiu w niedzielę o 20 - dziestej ? Będzie taka pani,była u nas,krewna pana Lomosika. Ma jakieś materiały i chce się czegoś dowiedzieć o nieistniejącym już schronisku swojego zamordowanego wujka.Rudowłosa,ma,może niema okularów,nie pamiętam ´´ .Ma to być jedna z dwudziestki pań z Akademii Sztuk Pięknych z Katowic,które miały w tych dniach warsztaty plastyczne w Lepiarzówce.
W sekundzie zmieniłem plany i wystartowałem ostro zpowrotem w kierunku szczytu,Lepiarzówki.Wiedziałem,że odjedzie mi ostatni autobus z Nydku na nocną zmianę do WERKU,ostatnie połączenie z Bystrzycy. To bursztynowa komnata, Wałbrzych,65 kilometr. Jeśli ma jakieś zdjęcia schroniska Lomosika,muszę z tą kobieciną koniecznie rozmawiać.
Dwie były rudowłoski,złotym pociągiem jedna z nich.Niemalże równolatka,kondycja i wygląd poborowy.
Po kolacji przyniosę albumy,pooglądamy,dobrze ?
Nad zdjęciami przechodzimy na TY. Pyta,czy znam miejsce, gdzie stało schronisko.Tak,to jeno kawałek za szczytem.Chce iść. Swoje bagaże zostawiam na jej pokoju nr 8.
Mam dobre takie te buty? Mogę w takich ? Tak,masz.Chodź,idziemy.